środa, 11 listopada 2009

:: pan cebularz ::

zacznę od odrobiny historii. w moim rodzinnym mieście - Lublinie mieszkała spora gmina żydowska. piekli dość ciekawe pieczywo - między innymi cebularze. po II wojnie światowej, a w zasadzie jeszcze podczas jej trwania, bo w grudniu 1944 roku mój dziadek założył jedną z pierwszych lubelskich piekarni, która jest w tym samym miejscu do dziś... "od zawsze" piecze się w niej cebularze.

i właśnie dziadek nauczył mnie robić dobrą cebulę do cebularzy.
co trzeba:
- 3 łyżki czubate maku
- 2 wielkie cebule pokrojone w grubą kostkę
- szczypta soli
- 2 łyżki oleju
jestem niegrzeczną wnuczką i zmodyfikowałam przepis.
więc - cebulę do cebularzy zaczynam robić na dzień, dwa przed produkcją cebularzy. pokrojoną cebulę obgotowywuję we wrzątku chwilę, odcedzam. wrzucam gorącą do słoika, posypuję makiem, solą, dolewam oleju. zakręcam słoik i wstrząsam tak, żeby się dobrze wymieszało wszystko. zostawiam na przynajmniej 1 dzień, po ostygnięciu chowam do lodówki. dzięki takiemu potraktowaniu cebula jest słodka, nie ma posmaku surowizny, a jest cebulowa.

ciasto na cebularze powinno być chlebowe, takie ciężkie. ciasto na bułeczki itp. to nieporozumienie. tak samo nieporozumieniem jest dodawanie pieczarek, papryki, sera żółtego i nazywanie takiego tworu cebularzem. tym razem wykorzystałam gotową mieszankę chlebową z lidla (oczywiśście wiem, że to łatwizna, ale nie mam ostatnio czasu na życie) dodałam tylko trochę mąki, żeby ciasto nie kleiło się. po wyrośnięciu podzieliłam na kulki. zrobiłam placuszki. położyłam na górze cebulę, którą wgniotłam palcami. i tyle.piec należy do zarumienienia cebuli lekkiego (i o czywiście upieczenia ciasta ;-) ).

dobre z masłem, solą... i tylko z tym. oczywiście na ciepło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz